Prezentujemy Wam dziś wywiad z naszą Kuracjuszką Panią Małgorzatą Miśkiewicz. Zachęcamy Was do przeczytania, czerpania inspiracji i motywacji. W wywiadzie jest mowa o rezygnacji z leków dzięki diecie warzywno-owocowej. Daje to nadzieję wielu osobom borykającym się z chorobami cywilizacyjnymi. Pragniemy jednak zaznaczyć, że wszelkie zmiany w leczeniu najlepiej i najbezpieczniej skonsultować ze swoim lekarzem.
Jakie były początki Pani przygody z dietą warzywno-owocową?
O diecie Dr Dąbrowskiej dowiedziałam się ponad 10 lat temu od rodziny – szwagra i siostry, którzy korzystali z jej dobrodziejstwa. Znając ich stan zdrowia widziałam efekty po powrocie z diety oczyszczającej w postaci spadku cholesterolu, cukru, ciśnienia no i wagi. Widząc efekty jej działania bez wahania podjęłam decyzję o skorzystaniu z niej. Jestem osobą , która bardzo chłonie wiedzę przekazywaną przez praktyków. Wiedza ta jest dla mnie bardzo wiarygodna, a tym bardziej jeśli jest poparta rzeczowymi dowodami. Ponadto w prezencie dostałam film o diecie, którego treść dodatkowo przybliżyła mi wiedzę na temat skutecznego działania tej diety.
Jaka była główna motywacja wybrania tegosposobu oczyszczania organizmu?
Nadwaga i związany z tym ból kręgosłupa i stawów, nadciśnienie, podwyższony cukier i cholesterol. Radość z tego, że rodzina korzysta i są efekty tej diety.
Czy trudno jest, według Pani przejść taką dietę? Co było dla Pani najtrudniejsze?
Dla mnie zastosowanie diety warzywno-owocowej nie stanowiło żadnego problemu, ponieważ kilka lat wcześniej, będąc bardzo zdesperowana, zrobiłam sobie oczyszczanie organizmu cytryną. Desperacja była spowodowana tym, iż w wieku 40 paru lat bolały mnie bardzo nogi w kolanach. Czułam się jak stuletnia babcia. Po tej kuracji mam spokój ze stawami do chwili obecnej, ale myślę, że jest to też zasługa diety warzywno-owocowej i zdrowego żywienia. Poza tym jestem osobą, która bardzo wierzy w efekty medycyny niekonwencjonalnej. Wiem, że zdrowe żywienie i ruch to jest 80% naszego zdrowia. Bardzo ważne jest, aby jechać z bardzo pozytywnym nastawieniem, że dam radę, a inni mi w tym jeszcze dopomogą, bo na wczasach bardzo wszyscy się nawzajem wspierają, zarówno kuracjusze jak i obsługa. Wbrew pozorom na tej diecie wcale się nie chce jeść. Jeść się chce tylko oczami, a żołądek mówi już nie. Co potwierdzi ten fakt? Moja koleżanka będąc ze mną pierwszy raz na turnusie przez pierwsze dwa dni po każdym posiłku zabierała porcję warzyw do pokoju. Pytam „Po co to bierzesz?”, „A no jak będę głodna to sobie zjem , bo mam cukrzyce to muszę jeść między posiłkami” – odpowiedziała. Mówię „No dobrze”, ale przez dwa dni nic dodatkowo nie zjadła tylko wyrzucała. Na trzeci dzień już nic nie brała, bo stwierdziła „Wiesz, ty masz rację, że się nie chce jeść na tej diecie”.
W grupie jest zdecydowanie łatwiej.
Jest dużo zajęć, nie ma czasu na nudę i na myślenie o jedzeniu. Bardzo ważnym atutem Ośrodka z Żołyni jest to, że w pobliżu nie ma żadnych sklepów z pachnącym jedzeniem, więc dodatkowo nie kusi. Na turnusie przebywa wiele bardzo ciekawych osób. Ważne jest aby rozmawiać z innymi, integrować się, wymieniać doświadczenia, podtrzymywać się na duchu, a wtedy dwa tygodnie minie nie wiadomo kiedy, trzeba się pakować i żal wyjeżdżać. Ważne też aby być aktywnym i korzystać, ze wszystkich zajęć, nawet gdy nam to nie wychodzi. Tam nikt z nikogo się nie śmieje i nikt się nikogo nie wstydzi. Co mnie za każdym razem zaskakuje to, to, że na każdym turnusie jest kilku lekarzy różnych specjalności, tylko nie chcą się ujawniać, ale w mniejszym gronie się przyznają, że są tej profesji.
Jak sobie poradzić? Po prostu uwierzyć w siebie, inni dadzą radę to ja też. Potwierdzę to oto takim faktem. Nim powstał Ośrodek w Żołyni, to byłam w innym Ośrodku na diecie warzywno – owocowej. Była zima, mróz, śnieg. Grupa kuracjuszy wracając rano ze spaceru wraz z fizjoterapeutką około 50 metrów od ośrodka, prowadząca grupę fizjoterapeutka powiedziała ściągamy buty oraz skarpety i idziemy na boso do Ośrodka. Myślę: „No nie, nie możliwe!”, ale była z nami 80-letnia pani, która szła obok mnie, pytam więc „A pani idzie na boso?”, „No tak” – odpowiedziała. Wstyd! Pokonuję niemoc, ściągam buty i idę też na boso, całkiem fajnie. I co da się? DA SIĘ!
Jakie korzyści zdrowotne osiągnęła Pani po diecie?
Po pierwszym dwutygodniowym wyjeździe schudłam 6 kg – niesamowicie olbrzymia motywacja aby jeszcze więcej i udało się. Byłam na pewno ponad 10 razy na diecie warzywno- owocowej.
Schudłam łącznie 30 kg i tak trzymam do tej pory. Spadł cholesterol, cukier i unormowało się mniej więcej ciśnienie, sporadycznie biorę tabletki. Mam 60 lat i praktycznie nie zażywam żadnych tabletek (za wyjątkiem na nadciśnienie). Właśnie ostatnio robiłam sobie badania, które to potwierdzają.
Jeżdżę raz w roku od czasu, kiedy powstał Ośrodek w Żołyni. Oprócz korzyści zdrowotnych, to dodatkowo poznałam bardzo dużo ciekawych ludzi, którzy opowiadali o efektach zdrowotnych diety. Wymieniłam doświadczenia na temat żywienia, od kuracjuszy pozyskałam bardzo dużo wiedzy na temat zdrowego żywienia, którą wykorzystuję do dzisiaj.
Czas wychodzenia z diety też jest ważny. Jak postępować po zakończeniu oczyszczenia? Wszyscy mówią, że po przyjeździe do domu trudno, bo się ma rodzinę, bo są pokusy itp. Wcale nie prawda. Ja też mam rodzinę, też mam pokusy, a żywię się całkiem inaczej jak moja rodzina. Rodzina oporna na zdrowe żywienie, to rodzinie – schabowy, a sobie surówka z kaszą lub ziemniakami, sobie zupa ugotowana na wywarze warzywnym, a rodzinie zupa ugotowana na warzywach podbita mąką i śmietaną, rodzinie placek na deser, a sobie owoc. Jak się bardzo chce jeść, to marchewka pokrojona w talarki i chrupać. Nie kupować słodyczy do domu, żeby leżały w szafce. Jak się bardzo chce słodkiego, to do sklepu kupić dwa lub trzy ciastka na wagę, wyjść, zjeść i już ból zaspokojony. Kupowanie całych opakowań powoduje, że więcej zjemy. Chcieć to znaczy móc. Mój starszy syn pomimo tego, że mieszka poza domem też zaczął się zdrowo odżywiać, nawet piecze sam chleb.
Czy będzie Pani kontynuować w ciągu roku post warzywno-owocowy? Dlaczego?
Ja obecnie praktycznie nie jem mięsa, wyrobów mącznych i słodyczy. No chyba, że jestem na imprezie, to poszaleję. Jem kasze, pestki dyni, słonecznika, orzechy, migdały, siemię lniane, sezam, warzywa, owoce tylko krajowego pochodzenia i inne bardzo dobre rzeczy, których nie sposób wszystkich wymienić . Nie jem cytrusów. Nie piję kawy i herbaty, a tylko wodę ze źródełka, żadne ze sklepu.
Wcale nie przyszło mi to z dnia na dzień, ale zdrowie stawiam wyżej niż zadowolenie podniebienia.
Co Pani powiedziałaby osobom, które wahają czy obawiają się skorzystania z
diety warzywno-owocowej?
Żeby się odważyć pojechać, zobaczyć efekty, a potem będzie ciągnęło jak magnez. Po przyjeździe zmienić dietę i odrzucić tabletki. Powiem dlaczego. Jeden z wielu efektów zdrowotnych skorzystania z diety bardzo zapadł mi w pamięci. Otóż siedziałam przy stoliku z pięcioma rodzonymi siostrami. Były z okolic Gdańska , jechały w Bieszczady, a na trasie zaplanowały sobie tygodniowy pobyt w Ośrodku. Jedna z sióstr opowiada, że poszła do lekarza dostała garść tabletek na RZS. Wykupiła je. Przyszła do domu poczytała ulotki. Okazało się, że leki te z kolei szkodzą na żołądek, na wątrobę, trzustkę. Więc nie zastanawiając się na drugi dzień poszła znów do lekarza. Mówi: „No panie doktorze, ale te leki mogą uszkodzić trzustkę i będzie cukrzyca”, a pan doktor: „To przyjdzie pani i będziemy leczyć cukrzycę”. To powiedzenie lekarza ją najbardziej zdenerwowało. Te słowa mi się zawsze przypominają, gdy widzę, jak ludzie zażywają tabletki garściami. Wyszła z gabinetu, wyrzuciła tabletki, siadła do komputera, poszukała jak leczyć swoje schorzenie bez tabletek. Okazało się, że dieta owocowo -warzywna jest wspaniała. Pierwszy raz była 6 tygodni potem co roku powtarzała kurację, zmieniła też dietę na zdrową i ma spokój z problemami zdrowotnymi. Nie zażywa tabletek.